środa, 17 czerwca 2015

Rozdział 5


Martina

-Co takiego?-Spytałam, krzyżując ręce na piersiach
-Pójdź ze mną na kolację
Na jego słowa wybuchłam głośno śmiechem.
-Nie licz na to i w tej chwili oddaj mi telefon-Wyciągnęłam ku niemu rękę w oczekiwaniu na urządzenie
-W takim razie nie odzyskasz telefonu-Pomachał nim i uśmiechnął się cwaniacko
-Możesz go sobie wsadzić wiesz gdzie-Syknęłam, a następnie skierowałam się w stronę domu.
Szłam przed siebie w ciszy i spokoju. Robiło się coraz zimniej, a ja miałam na sobie krótkie spodenki, które nie ułatwiały sprawy. Nie wiedziałam gdzie jestem, a moje myśli cały czas zaprzątała myśl, że mogę podzielić los tej biednej dziewczyny, o której czytałam w gazecie. Wydawało mi się, że ktoś za mną idzie, ale może to przez wypity alkohol. Gdybym się nie zgodziła pójść na tą imprezę do niczego by nie doszło. Zapewne siedziałabym teraz na kanapie przed telewizorem oglądając jakiś film. Nigdy już nie dam się namówić na te maślane oczka. Jeśli bym miała telefon mogłabym zadzwonić przynajmniej po taksówkę.
Czasami obok mnie przejeżdżały samochody, nawet raz ktoś zaproponował podwózkę, ale widząc jego stan po prostu grzecznie odmówiłam. Myślałam, że nogi mi zaraz odpadną, bo przecież każdy głupi wie, że szpilki nie są stworzone do długich spacerów. Powoli zaczynałam żałować, że nie przyjęłam tej propozycji. Może wtedy nie musiałabym iść w ciemnościach do domu.
Obok mnie zjawił się chłopak na motorze. Podejrzewałam kto to dlatego nie odwracałam się w jego stronę tylko szłam dalej. On jechał powoli za mną. Kątem oka zauważyłam, że na mnie patrzy.
W końcu zatrzymał się i czekał na moją reakcję, lecz ja dalej kontynuowałam mój marsz.
-Może chcesz żebym Cię podwiózł?-Zaproponował,
-Wolałabym, abyś oddał mi moją własność-Powiedziałam oschle
-A więc jesteś skazana na długą drogę w samotności, ciemności i kto wie, może nawet i na gwałt-Odparł, a ja tylko stanęłam w miejscu, ponieważ te ostatnie słowa mocno we mnie uderzyły-To jak podwieźć Cię?
Przytaknęłam tylko i ruszyłam w jego stronę. Usiadłam z tyłu i objęłam go.
-Na jakiej ulicy mieszkasz?
-Beverly 83 
Nic nie odpowiedział, odpalił tylko motor i odjechaliśmy pod adres, który mu podałam.
Po kilku minutach byliśmy już na miejscu. Zeszłam leniwie z motoru mówiąc do Luke'a ciche dziękuje. On złapał mnie za nadgarstek, a ja w odpowiedzi na ten czyn posłałam mu pytające spojrzenie. Po chwili wyciągnął mojego Iphone'a i wręczył mi go.
-Jeszcze raz dziękuję
-Nie ma za co-Uśmiechnął się do mnie pierwszy raz uroczo-Dobranoc Marina
-Dobranoc Luke-Powiedziałam, a potem skierowałam się do mieszkania.

~*~

Czyjeś krzyki przerwały mi sen. Wstałam z łóżka i skierowałam się do kuchni. Zapewne Paula już wróciła. Kiedy byłam już na miejscu zauważyłam Charlie'go i dziewczynę. Chłopak był bardzo wkurzony, cały czas krzyczał. Prawdopodobnie zezłościł się z powodu przegranej. Blondynka podchodziła do niego i go uspokajała, ale on dalej chodził wściekły i nie mógł się opanować. Weszłam spokojnie do kuchni w celu uciszenia go.
-Wiesz która godzina?! Ja chce spać, dlatego z łaski swojej zamknij się i pogódź się z przegraną!-Wykrzyczałam mu prosto w twarz, a on tylko podszedł do mnie i złapał za nadgarstki.
-Wygrałbym gdyby twój chłoptaś nas nie popchnął!-Mocno czuć było od niego alkohol, trochę miałam obawy, że zaraz mnie uderzy
-Po pierwsze on nie jest moim chłoptasiem, a po drugie naucz się przegrywać!
-Dobra Charlie zostaw ją-Podeszła do nas Paula i odciągnęła Shepherd'a ode mnie-Powinieneś już iść. Spotkamy się jutro-Przysunęła się do niego i pocałowała go.
Odeszłam do swojego pokoju, aby móc w ciszy i spokoju odpłynąć do krainy snów.

~Rano~

Siedziałam w salonie na kanapie oglądając telewizję. Nagle podeszła do mnie blondynka podając mi swój telefon. Spojrzałam na nią pytającym wzrokiem. A sekundę potem usłyszałam głośne krzyki z telefonu. Przyłożyłam go do ucha, aby dowiedzieć się z kto chciał ze mną porozmawiać.
-Halo?
-Martina?-Spytał znajomy mi głos
-Tak, po co dzwonisz Eric?
-Możemy się spotkać? Takie przyjacielskie spotkanie na kawę lub na lody-Rozważałam tą propozycję długo, aż w końcu postanowiłam, że wyjdę z nim. I tak nie mam co robić, a dzięki temu przynajmniej lepiej go poznam.
-Jasne, To może spotkajmy się w kawiarni obok parku-Zaproponowałam i skierowałam się do łazienki w celu zrobienia makijażu
-Mi pasuje, może przyjadę po ciebie?
-Nie przyjeżdżaj, przejdziemy się, a jak chcesz przyjść to zapraszam Cię na ulicę Beverly 83-Powiedziałam, a wkrótce potem rozłączyłam się.
Podeszłam do przyjaciółki i oddałam jej telefon. Wróciłam do łazienki gdzie zaczęłam nakładać delikatny makijaż, a włosy rozczesywać. Wyszłam z niej dopiero po 15 minutach, ponieważ usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je i ku moim oczom pojawił się znany mi chłopak.
Przywitaliśmy się, a potem kazałam usiąść mu w salonie. Natomiast ja poszłam do pokoju w celu założenia czegoś bardziej wyjściowego, niż te czarne getry i bokserkę, które służyły mi jako ubrania po domu. Zdecydowałam się na krótkie czarne spodenki. Do tego białą bluzkę bez rękawków, na której widniało logo Vans. I oczywiście do tego także czarne vansy.
Gotowa opuściłam pokój i ruszyłam do chłopaka, aby go powiadomić, że możemy wychodzić.
Opuściliśmy mieszkanie i udaliśmy się do kawiarni. Po drodze dużo rozmawialiśmy przez co dowiedziałam się dużo o Eric'u. Na przykład dowiedziałam się, że jest miłośnikiem szybkich samochodów. Opowiedział mi także jak ciężko miał w życiu, ponieważ jego rodzice spłonęli w palącym się budynku, a po tym jego brat odebrał sobie życie. To było okropne i jedyne co wydobyłam z siebie to tylko "przykro mi".
Droga do kawiarni szybko zleciała z powodu naszej rozmowy. Muszę przyznać, że ten uroczy blondyn jest całkiem fajny i zabawny.
Zajęliśmy miejsca na dworze i zamówiliśmy kawę. Została nam wręczona po kilku minutach. West zaczął się wygłupiać, a ja śmiałam się tak głośno, że zwróciłam uwagę kilku osób, którym pewnie wydawało się, że uciekłam z psychiatryka. Kiedy się uspokoiliśmy Eric zadał mi pytanie, które mnie wryło.
-Ej słuchaj Mari ten chłopak na motorze co z nim jechałaś to twój chłopak?-Spytał niepewnie, a ja na te słowa prawie wyplułam kawę, z której właśnie upijałam łyk.
-Co?! No pewnie, że nie. Musiałam z nim jechać z przymusu. A tak w ogóle to czemu pytasz?
-A nic tak jakoś-Podrapał się nerwowo po karku-Czekałem na ciebie, chwilę bo myślałem, że będę mógł Cię odwieść do domu, ale potem zobaczyłem ciebie z jakimś chłopakiem na motorze i później wróciłem do swojego samochodu. 
-Przepraszam, że musiałeś na mnie czekać, ale sprawy się pokomplikowały i tyle-Dokończyłam swoją kawę, a następnie wstałam ze swojego miejsca-Idziemy?
-Zaprowadzić Cię do dom..-Nie dokończył, ponieważ mu przerwałam
-Nie, nie chcę iść do domu. Proponuję, abyśmy się przeszli, albo poszli w jakieś ciekawe miejsce.
-No to może pójdziemy się przejść?
Przytaknęłam w odpowiedzi, a po tym w szybkim czasie opuściliśmy kawiarnie. Rozmawiało nam się cudownie i bardzo miło się czułam w jego towarzystwie, ale niestety przerwał nam dzwoniący telefon Eric'a. Pozwoliłam mu odebrać, a on oddalił się kilka kroków dalej i zaczął rozmawiać.
Strasznie długo rozmawiał, ale w końcu podszedł do mnie i oznajmił, że możemy kontynuować przechadzkę.
-Może opowiesz mi coś o sobie?
-Dużo by gadać, ale opowiem ci-pokierowaliśmy się na ławkę obok, abym mogła mu wszystko opowiedzieć, ale bałam się wyznać jednej rzeczy, która zawsze odstraszała ludzi w okół mnie-A więc nazywam się Martina Thomas, mam 20 lat. Kocham wyścigi i tatuaże, co pewnie zdążyłeś zauważyć. Los Angeles to moje rodzinne miasto. Peter Ricky to mój chłopak, który nie dawno odszedł z tego świata.
-Przykro mi-Powtórzył moje wcześniejsze słowa-Jeśli nie chcesz nie musisz kontynuować.
-Nie nic się nie stało. A więc kiedyś na kolacje do nas przyszli nowi sąsiedzi. Ja wyczekiwałam tylko momentu, aż sobie pójdą. Mój tata nakazał mi zabrać syna sąsiadów do swojego pokoju, abyśmy porozmawiali i zaprzyjaźnili się. Na polecenie taty zabrałam go i pierwsza zaczęłam rozmowę. Powiedział mi że kocha motory i wyścigi i że bierze udział w nich. Ja powiedziałam, że to niebezpieczne. Później spytałam czy zabierze mnie na motor i pokaże jak to jest. On zgodził się mnie zabrać i umówiliśmy się na następny dzień około 20. Spotkaliśmy się pod jego domem. Mamie powiedziałam, że idę do koleżanki, która mieszka obok. Weszłam z nim na motor i pojechaliśmy. Na początku myślałam, że to będzie zwykła przejażdżka, ale potem okazało się, że jedziemy na nielegalne wyścigi. Strasznie się bałam, ponieważ wiedziałam jakie skutki mogą być przyjazdu tutaj. Miałam jechać z nim jako ciężar. Uspokajał mnie, żeby o nic się nie martwiła i ja zaufałam mu. Potem on wygrał ten wyścig i tak jakoś rozkwitła ta znajomość, a potem nawet i miłość. Rodzice w końcu zauważyli, że cały czas ich okłamuje, dlatego zakazali mi z nim kontaktu. Mówili, że on ma na mnie zły wpływ. Po tych słowach uciekłam do pokoju ze łzami w oczach. Napisałam do niego i uzgodniliśmy, że najlepiej będzie uciec od tych problemów. Za wyścigi, które wygrywał miał sporo pieniędzy, dlatego też kupił nam mieszkanie w Sydney, a także zapłacił za podróż. I tak pewnej nocy spakowałam się, zostawiłam krótki liścik i odeszłam. Razem żyło nam się cudownie, aż do pewnego czasu kiedy podczas jednego z wyścigów Peter został postrzelony. Odwiedzałam go w szpitalu z nadzieją, że wyzdrowieje i że wszystko wróci do normalności. Niestety wkrótce potem on zmarł, a ja zostałam sama. Załamałam się i potrzebowałam szybko pieniędzy. Poszłam na jakiś idiotyczne przesłuchanie czy coś. Nie przyjęli mnie, a jeszcze jeden zaczął mi składać straszne propozycje. A jeszcze przed tym poznałam Paulę, która jest super pozytywną osobą, ale niestety chłopaków źle dobiera. Gdy byłam u niej w kawiarni, zaproponowała mi przyjechania tutaj. Po długiej walce z myślami postanowiłam, że pojadę z nią. Podczas lotu nudziło mi się, więc wyciągnęłam pierwszą lepszą książkę jaką miałam w torbie i zaczęłam ją czytać.Okazało się, że jest to pamiętnik Peter'a. Wydawał się zwyczajnym pamiętnikiem opisującym swoje dni. Tylko dwa wpisy przykuły moją uwagę. W jednym napisał coś o tym, że mnie..-Nie wytrzymałam i po moich policzkach zaczeły lecieć łzy.
Eric wyjął chusteczkę z kieszenie i podał mi ją, a ja natychmiast przetarłam oczy by nie oglądał mnie w tym stanie.
-Mari nie płacz proszę Cię-Po tych słowach, przytulił mnie do siebie-Chodź odprowadzę Cię do domu.
Pokiwałam głową tylko na znak, że się zgadzam i skierowałam się w stronę swojego mieszkania.

~*~

Podziękowałam Eric'owi za ten dzień i ruszyłam do swojego pokoju. Wzięłam laptop i położyłam go na łóżku. Przebrałam się w ciuchy po domu i położyłam się. Wybrałam mój ulubiony film i zaczęłam oglądać. Jednak nie dane mi było go obejrzeć do końca, ponieważ do mojego pokoju wpadła White. Po jej wzroku wywnioskowałam, że zaraz zacznie mnie błagać o coś na kolanach. 

-Czego chcesz?-Podniosłam jedną brew

-No bo wiesz.... Dziś są wyścigi!-Pisnęła ze szczęścia-Charlie wyzwał tego dupka Brooks'a na pojedynek. Czyli tak jakby on chce rewanżu

-I przyszłaś mi to powiedzieć? Nie interesuje mnie to ani trochę

-Chciałabym, abyś poszła ze mną na te wyścigi-Powiedziała smutnym głosem-Nie będę miała z kim gadać, a po za tym potem pójdziemy uczcić zwycięstwo Shepherd'a małym piwem, albo może pójdziemy na pizze.

-Skąd wiesz, że to właśnie on wygra?-Spytałam z rozbawieniem w głosie.

-Bo on jest najlepszy i gdyby nie ten Brooks cwel to na pewno byśmy wygrali-Była za bardzo pewna tego, że tym razem jej chłopak wygra. Coś czułam, że Luke znów wygra i Charlie będzie niesamowicie wkurzony-To idziesz ze mną? Proszę. Przecież i tak nie masz co robić, a po za tym nie będą jechali z ciężarem.

-Dobra, dobra już pójdę, ale obiecaj mi, że tuż po tej "wygranej" twojego chłopaka pójdziemy na tą pizze czy coś, albo do domu. Nie chce, żeby Luke mnie znowu zaczepiał.

-Spoko, Charlie poprosił mnie, abym była tam, ale potem spokojnie możemy iść na jakiegoś drinka czy coś. Mamy tam być za 4 godziny, także nie śpiesz się-Powiedziała szczęśliwe, a następnie przytuliła mnie i opuściła mój pokój. Westchnęłam głośno i wróciłam do poprzedniej czynności. Zdążyłam obejrzeć dwa filmy. Szkoda, że czas tak szybko leci.

''Nie ma zbyt wiele cza­su, by być szczęśli­wym. Dni prze­mijają szyb­ko. Życie jest krótkie. W księdze naszej przyszłości wpi­suje­my marze­nia, a ja­kaś niewidzial­na ręka nam je przekreśla. Nie ma­my wte­dy żad­ne­go wy­boru. Jeżeli nie jes­teśmy szczęśli­wi dziś, jak po­ra­fimy być ni­mi jutro? '' ~Phil Bosmanas

Tym razem postanowiłam ubrać długie czarne spodnie z dziurami na kolanach, czarną bluzkę, koszulę w czarno-czerwoną kartę i białe air force. Po chwili przyszła do mnie blondynka i oznajmiła, że musimy już iść. Na wyścigi podwiózł nas kolega Pauli.
Dziewczyna szybko podbiegła do swojego chłopaka całując go czule. W pewnym sensie zazdrościłam jej to, że miała się do kogo przytulić, a z drugiej strony współczułam, że musi się użerać z takim głupkiem jakim był jej wybranek.
Na ten wyścig przyszły tłumy. Chyba każdy chciał zobaczyć to jakże wielkie wydarzenie.
Kiedy blondynka odkleiła się od chłopaka, podeszła do mnie i chwyciła mnie za rękę. Pociągnęła mnie w stronę linii startowej.
Wszyscy wyczekiwali jeszcze tylko, aż drugi zawodnik się pokaże. Nie chciałam się z nim widzieć. On jest strasznie bipolarny. Najpierw jest chamem i prostakiem, a potem miły i tak w kółko.
Nagle wszyscy zaczęli krzyczeć. Odwróciłam głowę, aby zobaczyć z jakiego to powodu wydzierają się na całe gardło.
Moim oczom ukazał się Luke, który jechał na motorze, a za nim szła czwórka chłopaków. Chciałam odejść trochę, ale Paula nakazała mi stać przy niej. Brooks podjechał bliżej startu i od razu zauważył mnie. Posłał mi uroczy uśmiech.
Wkrótce potem zawodnicy czekali tylko na sygnał, aby ruszyć. Gdy go otrzymali wyjechali z piskiem opon. I w taki sposób zostałyśmy i czekałyśmy z niecierpliwością, aż któryś z zawodników przekroczy jako pierwszy linie mety.
-Nie martwisz się oto, że Charlie może sobie coś zrobić?-Spytałam, a ona tylko wybuchła śmiechem.
Gadałyśmy tak jeszcze z kilka minut, ponieważ później usłyszałyśmy krzyki ludzi co musiało oznaczać tylko jedno. Zwróciłyśmy swój wzrok w stronę mety i widziałam jak chłopaki jadą łeb w łeb. Blondynka darła się na całe gardło. Kibicowała bardzo Shepherd'owi, ale jednak to nic nie pomogło, gdyż zwycięzcą okazał się Brooks. Został on natychmiast okrążony przez tłum ludzi.
-Kurwa-Krzyknął niezadowolony chłopak blondynki.
-Kochanie nie przejmuj się-Pocieszała go White, ale wcale to nie pomagało.
Niespodziewanie podszedł do nas zwycięzca wyścigu i zaczął drażnić przegranego.
-I co? Mówiłem, że wygram. Tylko znowu się upokorzyłeś. I po co ci to było?
Chłopak w odzewie popchnął go, a on tylko się zaśmiał. Następnie podszedł do mnie.
-Hej piękna-Szepnął mi do ucha.
-Czego chcesz?-Zapytałam groźnie
-Wiesz doskonale czego chcę
-Zostaw mnie w spokoju. Co ci da ta pieprzona kolacja?!-Krzyknęłam
-Po prostu się zgódź na nią
-Po moim trupie. A teraz spadaj-Odparłam, a on tylko odwrócił się i odszedł.
Chciałam pójść do Pauli, ale okazało się, że znowu zostawiła mnie tu samą. Pewnie wykorzystała moment kiedy rozmawiałam.
Nie pozostało mi nic innego jak tylko zadzwonić po taksówkę. Wykonałam telefon i poinformowano mnie o tym, że mogę się jej spodziewać dopiero za 10 minut. Tak więc usiadłam na murku i zaczęłam przeglądać telefon, aby zabić jakoś czas.

''Czas przyśpiesza w najlepszych momentach,  a zwalnia w tych najgorszych''

Kiedy minęło 7 minut zeszłam z murku i zaczęłam chodzić w kółko co musiało wyglądać śmiesznie.
Obok mnie przeszła trójka dziewczyn. Chciałam je wyminąć, ale one przyparły mnie do ściany. Dwie z nich trzymały mi ręce, a druga zakrywała usta. Nikt nie zauważył tego, ponieważ każdy był czymś zajęty. Dziewczyna o jasnych włosach przybliżyła się do mojego ucha.
-Posłuchaj mnie teraz uważnie. Odwal się od Luke'a bo inaczej wylądujesz pod ziemią w trumnie-Zagroziła
-Po pierwsze to on się mnie uczepił, a po drugie nie boje się takiej pustej lalki jak ty-Prychnęłam w jej stronę co na pewno ją rozzłościło.
-Suka-Po tych słowach podeszła do mnie w celu wymierzenia mi ciosu w policzek.



Od Autorki

Hejka! 
Od razu powiem, że dziękuję za 1070 wyświetleń! Oraz dziękuję bardzo za każdy komentarz :)
Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś o następnym rozdziale, to wystarczy, że spojrzycie tutaj:

A więc nie miałam pomysłu jak napisać ten rozdział, ale powiem, że jestem z niego nawet zadowolona. Chciałabym serdecznie podziękować Black Angel za to, że komentuje każdy rozdział. Z całego serduszka jej dziękuję. 
Przepraszam za wszystkie błędy. Nie wiem czy istnieje taka ulica jak Beverly, ale nie miałam pomysłu na inną :D
Zapraszam do komentowania, ponieważ to bardzo motywuje do dalszej pracy. Skomentujcie przynajmniej kropką. Proooszę :)







2 komentarze:

  1. Rozdział świetny, Luke wkurzający Martine to już po prostu jest the best. Do następnego i weny życzę. Pozdr ;-)

    OdpowiedzUsuń